"To the bone"

Witajcie Słońca ;*

Jestem świeżo po obejrzeniu "To the bone". Mam lekki mętlik w głowie... Z jednej strony sam film był jak dla mnie genialny, sam pomysł według był dobry - nie droga i powody dla których ona to robiła, tylko sama choroba, to jak ona ją przechodziła. Wątek miłosny również mi się podobał- słodki, nie przesadzony, chociaż momentami trochę obleśny... ale nie było źle. Z drugiej strony film pokazuje jak walczy się z chorobą co mi nie za bardzo pomaga w odchudzaniu bo zaczynam inaczej myśleć... Pff XD Nie, nie patrzmy na to w taki sposób, to tylko film. Jeśli chodzi o główną bohaterkę, to bardzo lubię Lily Collins, a to, jak przygotowała się do roli, jest niesamowite. Z tego co wiem, sama w przeszłości miała problemy z odchudzaniem. Wielkie gratki za to, iż dała rade :)
Chciałabym tu tyle opisywać, ale się powstrzymuje. Nie mogę przecież zabrać Wam tej przyjemności z oglądania i odebrać możliwości do własnych przemyśleń. A więc, na tym koniec; film zdecydowanie polecam! Mam nadzieje, że zrobicie sobie taki nocny seansik z Lily ;)

Teraz trochę o mnie. Nie pisałam wczoraj, ponieważ nie miałam czasu :/ Mam teraz dzieciaki na głowie i trudno mi wstać rano, aby coś napisać, a wieczorem nie daję rady bo padam na twarz. Co do wczorajszego bilansu to było do dupy, ale dzisiaj jest zajebiście, więc spokojnie ;)
Spotkałam się wczoraj z moim dobrym kolegą, tym o jeden dzień starszym, u którego byłam na urodzinach. Nazwijmy go U. Wiem, że to już kolejna literka do zapamiętania, wybaczcie mi :* No, spotkałam się z nim i przegadaliśmy całe dwie godziny. Sęk w tym, iż przysuwał się do mnie co kilka minut i czułam się jak napastowana XD Nie za bardzo wiedziałam co mam zrobić, a że temat naszej rozmowy spadł na jakieś tam miłości wśród naszych znajomych (również Y), to powiedziałam że mi też się ktoś podoba, że się zakochałam. Tylko nie powiedziałam że to Y. Zaczęłam coś wymyślać o jakimś wysokim brunecie z którym utrzymuję kontakty od kilku lat i znamy się jeszcze z mojej starej szkoły muzycznej... Głupio mi jak cholera że go okłamałam i w sumie nadal będę go okłamywać, ale... musiałam. Wiem, że on coś do mnie czuje i to od dłuższego czasu, ale ja kompletnie nic do niego, dawałam mu to do zrozumienia kilka razy i to porządnie. To na nic się nie zdało. Teraz musze żyć w kłamstwie byleby on dał sobie spokój. Chujowo. Prawda  wcześniej czy później i tak wyjdzie na jaw, muszę być na to przygotowana, lecz narazie postaram się być dla niego dobrą przyjaciółką.

Na dzisiaj to tyle. Mam nadzieje, że u Was wszystko super. Do przeczytania wkrótce <3

Znalezione obrazy dla zapytania netflix to the bone  gif

PS. Wie któraś może ile Collins straciła dla roli? Strasznie mnie to nurtuje.

Bilans:
Sobota~ 390 kcal
arbuz 150 kcal
jogurt naturalny bez laktozy z jagodami goji i płatkami owsianymi 140 kcal
kapuśniak 100 kcal


Komentarze

  1. Tak samo myślałam po filmie XD Ale no dokładnie, to tylko film.
    Bilans śliczny, trzymaj się!!

    OdpowiedzUsuń
  2. "To the bone" strasznie mi się podobał. Mimo tego, że ukazywał walkę z chorobą, to motywuje mnie do dalszej walki z samą sobą.

    OdpowiedzUsuń
  3. + podobno Lily na potrzeby filmu schudła ponad 10 kg, nie wiem czy to prawda, ale no ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też miałam taki mini mętlik w głowie po obejrzeniu tego filmu, ale mimo wszystko bardzo mi się podobał. Mimo, że Lily znowu przybrała na wadze i wygląda świetnie, a przede wszystkim zdrowo, zmartwiłam się trochę tym, że zdecydowała się schudnąć do tej roli. W końcu w przeszłości zmagała się z zaburzeniami odżywiania, a przypomnienie sobie jak to jest mieć niedowagę mogło mieć bardzo zły wpływ na jej psychikę. Mam nadzieję, że jednak jest w 100% zdrowa i nigdy nie wróci do swoich nawyków z przeszłości.
    Bilans cudowny *.*

    Ps. wróciłam do prowadzenia bloga po dwumiesięcznej przerwie, więc jak będziesz mieć chwilkę i ochotę to będzie mi bardzo miło jak na niego wpadniesz <3
    https://tymrazemmisieuda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz