Lecimy z tym koksem

Hej :)
Dzisiejszy post będzie długi, ostrzegam na samym początku ;) Jestem strasznie szczęśliwa, że to już koniec roku. Wszyscy się ode mnie odwalą i w końcu będę miała spokój. Jeśli chodzi o niedzielny piknik, na którym śpiewałam, to wszystko wyszło w miarę znośnie. Nie narzekam. Jednak za rok, tak jak to powiedziało mi również kilka nauczycieli, mam pierdzielić jakieś walone występy i skupić się na nauce, bo nie dość że stresuje się samą szkołą i ocenami to jeszcze taką pizdą która mną pomiata na lewo i prawo. Dość! Najwyżej zapłacę za prywatne lekcje śpiewu; można? można. Niech mnie wszyscy w dupę pocałują.

Chciałabym streścić Wam ostatnie dni w których: miałam urodziny, mój kolega miał urodziny, moja przyjaciółka miała urodziny, mieliśmy komers na pożegnanie 3 gimnazjum i... coś gratis, czyli jak było na wycieczce dwudniowej na początku maja.

Urodziny miałam 13-tego. Oczywiście nie wspominam o prezentach, których jakieś multum się nie nazbierało, ale najważniejsze jest to że nie otrzymałam ich od osób od których bym się spodziewała, a trafiły do mnie takie których w ogóle bym się nie spodziewała :') Nie będę Wam się tu chwalić, bo nie wypada, ale muszę przyznać że te drobne upominki cieszą mnie najbardziej; jak np. biżuteria od mamy i babci <3
Nie urządzałam żadnej imprezy, ponieważ robiliśmy ową dla mojego kolegi, który jest ode mnie starszy o dzień :) Co prawda odbyła się lekko spóźniona. Powodem był wyjazd na wycieczkę R (kolegi Y, jak i mojego). Impreza odbyła się w ten poniedziałek i było naprawdę fajnie; w malutkim gronie, takim, jakie najbardziej mnie cieszy, z dawnymi przyjaciółmi. Tak więc oprócz mnie, R i kolegi dla którego robiliśmy niespodziankę (piekłam torta - R.I.P [*]) był jeszcze Y. Tak też dotarliśmy do mojego trzeciego powodu dla którego mnie nie było. Powodu mojej rozpaczy i załamania. Jeśli ktoś nie pamięta, lub poprostu nie wie- Y to przyjaciel z dawnych lat jak i kolega z klasy w którym od dłuższego czasu się podkochuje. Nie wiem ile jestem wstanie Wam napisać tak, abym się nie rozryczała, ale zacisnę powieki i jakoś to będzie.
Zaczniemy chronologicznie, czyli od wycieczki dwudniowej. Miałam co do niej mieszane uczucia: z jednej strony się cieszyłam bo to moja pierwsza dwudniowa wycieczka jednak z drugiej strony... miała jechać z nami druga szkoła, której uczniowie jak dla mnie to bydło i dzieci z niedojebaniem mózgowym. Piją, palą, konia walą- jak to się u nas o nich mówi. Dziewczyny to totalne laski do przelecenia, dupa otwarta na nowe znajomości itp. a tapeta na twarzy nakładana jest najprawdopodobniej szpachelką. Pomińmy fakt posmarowania mnie pastą do zębów w czasie snu przez te suki. Po tym krótkim przedstawieniu bohaterów drugoplanowych czas przejść do sedna- Y. W sumie to ja i Y. To co wydarzyło się na wycieczce wybiło mnie totalnie z tropu. Y nadal spotyka się ze swoją byłą, nadal mają dobry kontakt, a z tego co wiem on nadal coś do niej czuje, nie wiem jak jest w jej przypadku. Siedziałam w autokarze w tyle, centralnie przed Y, on siedział przy oknie, na ostatnich siedzeniach. Dużo rozmawialiśmy, nawet bardzo porównując z tym co jest na co dzień. Ale... No. Kiedy ja położyłam się na oparcie on oparł się również o moje, tak więc dzieliło nas ok. 10cm. Tylko, że ja o tym nie wiedziałam i kiedy chciałam poprawić siedzenie przez przypadek dotknęłam jego głowy. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Chciałam wstać, ale on w ostatnich chwili chwycił moją rękę i położył tam gdzie wylądowała ona kilka sekund wcześniej. Głupia zaczęłam bawić się jego włosami. W tamtym momencie już nic mnie nie obchodziło: to co powiedzą inni, to co powie on, to co po czasie sama stwierdze. Ważne, iż mogłam go dotknąć, że mogłam z nim być tak blisko. W sumie przez całą wycieczkę zdarzyło się jeszcze kilka takich sytuacji w których moje serce biło już z przerażającą prędkością, a ja nie wiedziałam w którą stronę uciekać. Na sam jego widok zapiera mi dech.
Wróćmy do imprezy mojego kolegi. Była nas czwórka więc dużo zdziałać nie mogliśmy, ale po zjedzeniu torta i zagraniu w starszą wersję FIFY (tak mi się wydaje XD) Poszliśmy do solenizanta oglądać mecz piłki nożnej. Jednak jak tam przyszłam (byłam jeszcze na kilka minut w domu) to z 1:0 zrobiło się 1:2 i Polska zaczęła przegrywać. Y stwierdził że to moja wina i zaczął mnie "bić". Tak apropo, gdy weszłam do salonu to R z Y leżeli na kanapie i zostałam zaproszona pomiędzy nich. Nigdzie indziej nie było miejsca do siedzenia, toteż nie miałam wyboru. Ale nie narzekałam. Po pewnym czasie chłopaki stwierdzili, że nie będą oglądać jak nasi lamią, więc włączyli nowszą wersję FIFY XD Tylko że dało się grać tylko w dwójkę i ja zostałam sama z Y. Wzięłam mu telefon i przeglądaliśmy jego zdjęcia (znaczy się to co miał w telefonie bo to nie były jego zdjęcia XD). Jeszcze nigdy nie byłam z nim tak blisko. Nigdy nie czułam się tak wspaniale. Niestety nic co kiedykolwiek było dla mnie wspaniałe nie trwało zbyt długo- po 30 min po przyjściu tam musiałam się zbierać. Następnego dnia pomagałam chłopakom poprawić skecz na komers, tak żeby nie było za dużo erotycznych podtekstów :p Y zachowywał się trochę inaczej niż zawsze. Więcej się odzywał... do mnie. Niestety wczoraj na przygotowaniach nie był już taki jak we wtorek :/ Olewał mnie, bądźby szczerzy. Btw, wszyscy przyszli na 8:00 ubrani galowo, a tu się okazało że dopiero się to wszystko o 14:00 zaczyna XD Więc po próbie zmyliśmy się do domu ;) Ja po powrocie trochę sobie popłakałam, tak tradycyjnie. Jego zachowanie jest dla mnie niezrozumiałe. Na 14:00 przyniosłam kosmetyki bo chłopaki przebierali się za kobiety (przedstawiali kabaret). Nie powiem, ale zależało mi, abym to ja zrobiła makijaż Y. Jednak nie było to takie proste, gdyż ciągle pelentały się jakieś dziewczyny z mojej klasy, by coś dodać bla bla. O 14:00 3 gimnazjum przedstawiała swój program pożegnalno- wpomnieniowy (tak to nazwałam bo ryczałam jak głupia kiedy puszczali jak się zmienili od najmłodszych lat :')). Później nasza klasa zaprezentowała swój program. Ja z X byłyśmy prowadzącymi. Tuż przed kabaretem Y zawołał mnie, abym poprawiła mu usta bo zlizał szminkę. Nie wiem jak mógł to zrobić, skoro była bezsmakowa i z pewnością ochydna bo matowa ale ok. Pobiegłam szybko go poprawić, ale jak zobaczyłam jego usta... OMG *.* Nie mogłam się opamiętać. Dopiero X walnęła mnie w plecy i pospieszyła.
Powiem Wam, że skecz był genialny. Poprostu kładłam się z X po podłodze XD Po tym rozdaliśmy absolwentom drobne upominki.
Był oczywiście poczęstunek, ale nic prócz owoców i wody nie ruszyłam. Była pizza, chipsy, ciasta.... Ale nie, byłam asertywna. Po "najedzeniu" się była dyskoteka. Mieliśmy DJ-a, co dla naszej szkoły nie jest czymś często spotykanym. Muzyka była fajna. Mogliśmy puszczać co chcemy, DJ był na zawołanie. Na początku tańczyliśmy w kole- wszyscy razem. Ale w pewnym momencie wszyscy się rozproszyli i zanim się obejrzałam tańczyłam z Y. Jak dla mnie to było coś do cholery nienormalnego. Raz ma mnie gdzieś, a raz przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Kiedy przez kolejne piosenki tańczyłam z R to... momentami widziałam jak się patrzy... takim dziwnym wzrokiem. Pierwszy raz widziałam w jego oczach coś takiego i nie wiedziałam co zrobić... To brzmi jak opowiadanie nastolatki z bujną wyobraźnią, ale ja jestem nastolatką, owszem, mam bujną wyobraźnię, jednak ta historia jest prawdziwa.

Zapewne nadal nie wiecie dlaczego to właśnie przez niego przestałam pisać. Tak jak pisałam ostatnio- nie do końca przez niego, ale to co stało się ze mną za jego sprawą. W maju byłam w totalnym dołku emocjonalnym i za ciula nie mogłam się z niego wygrzebać. Teraz, kiedy mam duże wsparcie ze strony X  jest dużo lepiej. To, iż mogę znowu pisać również sprawia mi wiele radości; uspokaja mnie i daje motywację do dalszych działań. Dziękuje że mogę być nadal z Wami :')
Jeżeli ktoś chce mnie o coś zapytać, pogadać to jestem dostępna na GG, zwłaszcza teraz, gdy już jutro zakończenie roku :D
Trzymajcie się Kruszyny <3

Bilans:
Środa ~ 800 kcal
Czwartek ~ (jak narazie) 300 kcal


Komentarze

  1. Ciekawy ten Y, ciekawy. Mam nadzieję, że nie okaże się dupkiem, który stwierdzi, że nic nie było.
    Powodzenia, Skarbie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jutro, pojutrze, w poniedziałek... za tydzień?

Ruszyłam z kopyta